Jak można świadomie marzyć?

marzyć

Co to znaczy świadomie marzyć? I czy Ty masz marzenia? Zaczęłam ten wpis od marzeń, ale tak naprawdę będzie o samoleczeniu, między innymi dzięki swojej podświadomości. Ja uwielbiam marzyć, uwielbiam pracować ze swoją podświadomością, uwielbiam też czytać książki, złaszcza rozwojowe. Szkoda tylko, że czasem doba za krótka, by robić wszystko to, co się lubi 😉 Dlaczego każdą wolną chwilę wykorzystuję na czytanie książek? Bo uważam, że książki to kopalnie wiedzy i wszelakiej mądrości, dlatego warto z nimi obcować jak najczęściej. Wiem, że wiele z was nie znajdzie czasu, by przeczytać książkę „Samoleczenie Proste i Skuteczne”, o której tutaj piszę, jej autorem jest dr Urlich Strunz. Wiele z was być może nie lubi książek czytać, więc nie sięgnie po ten, ani po inny tytuł. Dlatego w dzisiejszym wpisie postanowiłam umieścić ciekawy fragment z tej właśnie książki. Dlaczego wybrałam ten fragment? Ponieważ mnie zachwycił i skonił do pewnych przemyśleń. Może i Ciebie zainspiruje. Przeczytaj koniecznie i wprowadź w życie…

Urlich Strunz pisze „…Śmiech daje dystans – podobnie jak marzenia. Chodzi tu o świadome marzenie na jawie. Można to produktywnie wykorzystać dla leczenia! Na przykład tak:

Wyobraź sobie całkiem realistycznie, że w ciągu nocy następuje cud. Budzisz się i – problem zniknął. Problem, który przez cały czas tak cię dręczy. Twoje osiem kilo nadwagi, wysoki poziom cukru, łysienie, bolące stawy, może także finanse, za duży dom, wilgotna piwnica, ogród, który wymaga tyle pracy – tę listę można bez problemów rozciągnąć na dwieście stron, ale pomińmy tutaj tą kwestię. Ponieważ teraz zajmiemy się innymi zagadnieniami:

• Po czym zauważyłbyś, że wydarzył się taki cud?

• Jak odczuwasz ten nowy stan?

• Co w końcu wygląda tak, jak się tego spodziewałeś?

• Oraz – to bardzo ważne: jakie skutki uboczne tego nowego stanu szczęścia nagle pojawiają się? Co sprawia, że wzdragasz się przed swoim szczęściem?

„Nawet kiedy nie wiemy, w jaki sposób problem mógłby kiedykolwiek zostać rozwiązany, mamy możliwość nieomylnego postrzegania tego, jakie to uczucie, kiedy nastąpił cud”, wyjaśnia tło sprawy Elke Schmitter w tygodniku „Der Spiegel” (33/2014). Dobrze! W ten sposób można pracować całkiem realistycznie. Ponieważ owo „nieomylne postrzeganie” zupełnie wystarcza, żeby za każdym razem podjąć właściwy kolejny krok.

Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z drugiej strony problemu, czyli działań ubocznych, które są równie ważne. Co będzie, kiedy zaczniesz nagle sprężyście kroczyć przez życie szczupły, zdrowy i atrakcyjny? Kiedy – przemyśl to sobie spokojnie – na ulicy ludzie będą oglądać się za tobą ze zdumieniem? Czy wytrzymałbyś to? A twój partner albo partnerka? A może potrzebujesz swoich kilogramów jako… kryjówki?

A co by było, gdyby twoja piwnica wyschła, a sytuacja finansowa stała się pewniejsza, gdyby uwolniono cię od pracy w domu i ogrodzie? Gdybyś nagle miał mnóstwo czasu? I coś zupełnie innego do zrobienia? Wytrzymałbyś to? A może potrzebujesz domu i podwórza także jako… kryjówki? To tylko taki pomysł.

Cięcie. Koniec z działaniami ubocznymi, wróćmy do działań głównych. Które możesz odczuć, gdyby zdarzył się cud. Idź śmiało tym tropem. Raz za razem. Wtedy może to nastąpić jak grom z jasnego nieba. Rzeczywiście wydarza się cud.

Nazywam to wszystko: marzeniem. Daj sobie spokój z analizą. Z samoudręczeniem. Lepiej zacznij marzyć – pozostaw pracę, rozwiązanie problemu komu innemu, mianowicie podświadomości. Tylko ona musi najpierw wiedzieć, czego rzeczywiście chcesz.

A w tym celu musisz marzyć. Musisz – wiesz to wszystko – otworzyć drzwiczki do podświadomości, zepchnąć tam to, co nowe, co pożądane, marzenie senne, rozwiązanie – i poczekać.

Podświadomość jest najpotężniejszą siłą kształtującą twoją egzystencję. Za mało ją wykorzystujesz. Jesteś zbyt racjonalny. Zbyt analityczny. Także zbyt psychoanalityczny. Trzymasz się najgorszych doświadczeń swojej przeszłości. Które każdy – tak czy inaczej – w pewnym sensie posiada. Wciąż to przeżuwasz psychicznie. Właściwie dlaczego? Czy sądzisz, że musisz raz za razem spadać ze schodów, aby twoja złamana noga znowu się zrosła?

Osobliwe wychowanie przez matkę hipiskę czy nadmiernie wymagającego ojca, kiedy miałeś pięć lat, nie przyszpila cię na całe życie. Podobnie jak ich geny. Z pewnością możesz więc przestać jak opętany poszukiwać złych uczuć. Pójdź inną drogą.

Dowiedz się, w jaki sposób możesz poczuć się dobrze.

W tym zdaniu kryje się pewne zadanie. Nie jest tam napisane: „Poczuj się w końcu lepiej”. Zamiast tego mamy: „Dowiedz się!”.

Jest to zadanie. Działanie na własną odpowiedzialność zamiast czystego wyobrażania sobie. Samodzielne próby zamiast odbierania recepty. Podoba mi się to. Dowiedzieć się, jak można poczuć się dobrze. Jest to pewna technika.

U mnie prowadzi to do normalnych pytań:

Co musisz mieć na talerzu, aby poczuć się dobrze? Na przykład zielone warzywa z jajkiem sadzonym?

Jak najchętniej spędzasz dzień? W butach do biegania? W butach do tańca? Albo po kilku rundkach w jeziorze Ammersee?

Jak rozładowujesz stres? Na ławce w kościele? Przy pianinie? Podczas gotowania? Albo całkiem inaczej: słuchając muzyki, w saunie, podczas lektury, rozmawiając przez telefon, w warsztacie, u fryzjera, przy szachownicy, w kawiarni albo zażywając kąpieli w wannie?

Możemy tu spokojnie posunąć się w rozważaniach o krok dalej:

Z kim chcesz spędzać czas? (A z kim raczej już nie?)

Jak i gdzie chcesz żyć? (A w jaki sposób raczej już nie?)

Co i gdzie chcesz robić, a przede wszystkim: jak długo chcesz codziennie pracować? (A czym nie chcesz się już więcej zajmować?)

A jeśli lubisz myśleć nieszablonowo, to postaw te pytania na odwrót:

Co stanie się z tobą, jeśli wszystko w swoim życiu pozostawisz tak, jak jest? W ciągu roku? W ciągu dziesięciu lat? Dwudziestu lat?

Jak długo będziesz mógł jeszcze wykonywać swoją pracę, jeśli dalej będziesz odżywiał się w ten sposób, tak (niewiele) zażywał ruchu, żył z takim poziomem stresu? Pół roku? Pięć lat? Dwadzieścia?

Jakie następstwa będzie to mieć dla twojej rodziny, jeśli nic nie zmienisz? Teraz? Za dziesięć lat, za dwadzieścia?

A jeśli ani teraz, ani w przyszłości niczego nie zmienisz: Dokąd cię to zaprowadzi?

Jak długo będziesz jeszcze w ogóle żyć?

Czy naprawdę tego chcesz?

Naprawdę?

Oczywiście, że tego nie chcesz. Dlatego jeszcze raz odwróćmy perspektywę.

• Jak czułbyś się rano, gdyby udało ci się dokonać pożądanych zmian?

• Jak będą ci szły twoje zadania w pracy?

• Jak będą się układać twoje relacje z rodziną i przyjaciółmi?

• Co będziesz mógł nareszcie zrobić, jeśli uda ci się osiągnąć zwrot ku wyzdrowieniu?

marzyć

Francuski neuropsychiatra i psychoanalityk Boris Cyrulnik należy do najbardziej znanych współczesnych badaczy rezyliencji. Rezyliencja oznacza po pierwsze zdolność do pokonywania kryzysów, a po drugie rozwijania się dzięki nim i szczęśliwego odnajdowania odpowiednich zasobów w sobie samym i własnym środowisku społecznym.

Cyrulnik w każdym razie badał dzieci, które doznały jakiejś traumy w okresie Trzeciej Rzeszy. Prawdziwej traumy, bo na przykład ich rodzice zmarli w obozach koncentracyjnych albo one same omal nie straciły życia. I które pomimo to wyrosły później na osoby odnoszące sukcesy. Jak tego dokonały?

Udało im się to, ponieważ – nawiązując do powyższej metafory – nie spadały wciąż ze schodów. Ponieważ zamiast tego w końcu odcięły się mentalnie od wszystkich najgorszych wspomnień, które muszą ze sobą nosić, i pozostawiły je za sobą. Oddzieliły od siebie i to skutecznie. Da się to zrobić. Możesz to zawsze, kiedy marzysz na jawie. Zdrowe marzenia niosą cię na drodze do wyzdrowienia, krok za krokiem. Dlaczego tak jest, opisał Marco von Münchhausen w swoim bestsellerze „Tak poskromisz swojego wewnętrznego lenia: od najgorszego wroga do najlepszego przyjaciela”. Jaskrawe, barwne wewnętrzne obrazy współczesnych badaczy rezyliencji.

Zachować realizm

Marzenie to nic innego jak wizualizacja – potężny środek osiągnięcia celu. Jednak tylko wtedy, kiedy marzenia nie są patologiczne, nie są nadużywane jako metoda ucieczki od rzeczywistości, co ostatecznie prowadzi do utraty kontaktu z nią. To także się zdarza.

Występuje na przykład kilka raczej nieszkodliwych problemów zdrowotnych: pół kilograma nadwagi, trzy całkiem drobne pryszczyki, lekkie zaburzenia nastroju… którymi osoby dotknięte do tego stopnia dają się zaabsorbować, że cała treść ich życia zostaje podporządkowana pragnieniu „wyzdrowienia”. W najgorszym razie domniemani chorzy tracą przy tym z oczu rzeczywiste i konkretne cele życiowe. Także problemy dnia codziennego nie są już rozwiązywane, a tylko rekompensowane marzycielstwem. Zdarza się to!

Koncentracja na drodze do „wyleczenia” (w tym przypadku w cudzysłowiu) nie jest tu niczym więcej jak próbą odwrócenia uwagi. Pozornym rozwiązaniem. Niewiele ma to wspólnego z rzeczywistymi, skutecznymi krokami do fizycznego zdrowia, do lepszego poczucia wewnętrznej harmonii i integralności, do większej wydolności i radości życia. Zdrowe marzenia niosą cię na drodze do wyzdrowienia, krok za krokiem…” To koniec cytatu.

Mam nadzieję, że zainspiruje Cię on do zmiany myślenia, a dzięki odpowiedziom na postawione pytania, dowiesz się, co możesz zrobić, by poczuć się lepiej.

Podsumowanie:

Jeśli masz taką możliwość, to koniecznie przeczytaj całą książkę -->> „Samoleczenie Proste i Skuteczne”dr Urlich Strunz, ona ułatwi Ci życie, pomoże zorientować się w burzliwej gmatwaninie myśli, uczuć i zdarzeń. Autor opisał proste techniki, które prowadzą do samouzdrawiającej strategii, i które każdy z nas może zastosować. Dzięki nim mogą zniknąć nawet poważne choroby, choć lepiej zawczasu zadbać o to, by się wogóle nie pojawiły. Główna zasada polega na tym, aby w końcu dać swojemu ciału to, czego potrzebuje. Wyleczenie jest możliwe, jeśli dostatecznie mocno w to wierzymy. Wiara pomaga, motywuje, daje wsparcie, ale trzeba też działać. Sama modlitwa nie wystarczy. I nawet, kiedy już wszystko zrobiliśmy i mocno wierzymy w wyleczenie, nie ma żadnych gwarancji. Droga zdrowienia może być długa i kręta. Tak to już jest. Zadbaj więc już teraz o to, by w przyszłości nie dać się chorobom i przede wszystkim poukładaj sobie w głowie myśli. Pamiętaj, że lepiej zapobiegać, niż leczyć.

Jakie są Twoje przemyślenia po przeczytaniu fragmentu tej książki? Odpowiedziałaś na postawione w tekście pytania? Podziel się ze mną w komantarzu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *